Z przerażeniem wpatrywałam się w niesamowicie ostre zęby Draco i
już wiedziałam dlaczego nigdy ich nie pokazywała. Mogłaby nimi
wywołać niezwykłą panikę, taką jaką ja teraz czułam.
- Nie bój ssssię, Andy – powiedziała, a raczej wysyczała pod
moim adresem. Tak, naprawdę wysyczała, niczym wąż. Wtedy też
zaczęła się zmieniać: jej skóra wydawała się być bardziej
śliska i prawie widziałam na jej twarzy kształt łusek o kilka
tonów ciemniejszych niż jej skóra. Bladozłote oczy naprawdę
zmieniły się w gadzie patrzałki, włosy stały się gęstsze i
poczęły się poruszać niczym żywe istoty, a kiedy moim oczom
ukazał się jej język – zatkało mnie i omal nie zemdlałam. Stał
się cienki i wąski niczym wstążka z rozdwojoną końcówką.
Wrzasnęłam całą piersią, tak głośno, że Dracopodobne coś
puściło mnie i zasłoniło uszy. Natychmiast skorzystałam z okazji
i pobiegłam w stronę wyjścia z zaułku, ale dziewczyna natychmiast
pojawiła się tuż przede mną. Dosłownie pojawiła się tuż
przede mną i z okrutnym wyrazem twarzy cisnęła mną o ścianę.
Uderzenie najpierw usłyszałam, dopiero potem zdałam sobie sprawę
z tego, że ten huk to były moje kości. Przed oczami pojawiły mi
się gwiazdy, ale wolałam nie mdleć. Jeszcze nie.
Po upadku na ziemię, złapałam się za tył głowy i poczułam pod
palcami ciepłą i lepką ciecz.
- Czym ty jesteś? - wysapałam, zdając sobie sprawę z tego, że
nogi Draco to tak naprawdę dwa ogromne węże, których głowy były
skierowane w moją stronę. Jednak szczerze mówiąc, mogła to też
być moja wyobraźnia, która powoli zdawała się przejmować nade
mną władzę.
- Jestem drakainą, nędzna herosko – wysyczała, chwaląc się
swoim wężowym językiem. Poczułam obrzydzenie i strach, a
adrenalina została wstrzyknięta w moje żyły. Wstałam powoli,
ponieważ przed oczami nadal miałam mroczki. - Z postępem czasu
idzie was coraz łatwiej podejść. I pomyśleć, że przynajmniej
trzy czwarte was wszystkich nie wie kim jest! - Zaśmiała się w
dziwny sposób, a przynajmniej mnie się wydawało, że to śmiech,
ponieważ tego syczącego dźwięku nijak nie można było
podporządkować jakiemuś prychnięciu czy wzdychnięciu.
- Drakainą? - powtórzyłam z piskiem. Nie miałam pojęcia co to
jest ta cała drakaina, ale gdyby Arie ze mną była, to z pewnością
by mi powiedziała. Ona zawsze wszystko wie. Jednak teraz nie miałam
czasu użalać się nad własną głupotą i brakiem młodszej
siostry pod ręką – musiałam coś zrobić. Cokolwiek. Ale... Co
jeśli to wszystko to tylko ukryta kamera? Choć przecież w takiej
ukrytej kamerze nie ryzykowaliby cudzym życiem?
ADHD jest czasem zbawienne, a tym razem muszę mu podziękować za
uratowanie życia. Każdy przecież wie, że jednym z objawów jest
wzmożony odruch orientacyjny, czyli (w moim języku) zdolność
zauważania wielu rzeczy jednocześnie. Całkowite otwarcie się na
nowy bodziec. I tak właśnie się teraz stało. Czas jakby
spowolnił, a mnie udało się dostrzec, że dziewczyna (jeśli nadal
mogę ją tak nazywać) kieruje się w moją stronę z wyszczerzonymi
kłami.
Za sprawą jakiegoś odruchu bitewnego zrobiłam unik i usłyszałam
jak coś twardego uderza w mur za mną. Odwróciłam się, robiąc
kilka kroków w tył i z mocno bijącym sercem przyglądałam się
jak Draco wychodzi z dziury, którą zrobiła w ścianie.
Syknęła, zaczęła kręcić głową jak to robią psy, a z jej
włosów posypały się resztki gruzu. Wtedy stanęła prosto,
spojrzała na mnie i fuknęła jak obrażony kociak. Co nie przypadło
mi do gustu. Zważywszy, że ledwie trzymałam się na nogach, głowa
mi krwawiła, a przed oczami widziałam kolorowe gwiazdy, jakich się
nie widzi na niebie. Wydawało mi się nawet, że tańczą kankana, a
wtedy w moich uszach rozbrzmiała ta dziwna melodia: Ta – ta –
ta – ta – ta – ta...
Pokręciłam głową, ale natychmiast tego pożałowałam albowiem
rozbolała mnie jeszcze bardziej. Jęknęłam.
- Co, herossssko, masz już dossssyć? - wycedziła przez zaciśnięte
zęby drakaina i po szarżowała na mnie, co wydawało mi się
dziwne, wiedząc, że jej nogi to tak naprawdę dwa grube pytony,
które cały czas nieprzyjacielsko syczą.
Zrobiłam kolejny unik, tym razem przypłacając to swoją równowagą,
w chwili, gdy wyciągnęła swoje szpony w moją stronę, ale na moje
szczęście złapała tylko powietrze i pognała aż do równoległej
ściany.
- Przesssstań bawić ssssię ze mną w kotka i myszkę! - krzyknęła
sfrustrowana, ciągnąc się za swoje gęste włosy. Gdy usłyszałam
coś w stylu pisku, zdałam sobie sprawę z tego, że jej włosy nie
są naprawdę włosami. Nie chciałam jednak zastanawiać się nad
tym czym tak naprawdę są.
Chciałam powiedzieć coś bardzo błyskotliwego typu „Taka moja
natura. Drapieżna kotka ze mnie” albo „Po prostu ratuję
swoje życie, ty stęchła krowo”, ale z moich ust wydobył się
tylko jęk, a obraz się zamazał. Ostatnim co zobaczyłam to błysk
złota w półmroku i swoją myśl wypisaną w powietrzu na
niebiesko: Rycerz!
Ψ
Jak mógł tak dać się zwieść jakiejś głupiej drakainie? Nie są
to nadzwyczaj inteligentne istoty, chociaż zdarzają się wyjątki,
gdy jedna z nich ma ponadprzeciętną wiedzę i intelekt. Ale pomimo
to nadal są bardzo głupimi stworzeniami, które nie potrafią same
wymyślić sensownego planu, a co dopiero wywieść na manowce
półboga, który dziewięć lat szkoli się do walki z każdą
napotkaną istotą pochodzenia boskiego. A drakainy poniekąd są
istotami (w pewnym sensie) boskimi, choć raczej mówi się na nie
demony.
Więc jakim prawem dał się złapać w tę pułapkę? Czuł się
zawstydzony, wiedział, że reszta jego przyjaciół z Obozu
wyśmiałaby go za niedocenianie wroga.
Przez pierwsze kilka tygodni było łatwo. Kręcił się wokół
celu, ale pozostawał niewidoczny, dopiero potem, gdy miał już
przejść do kluczowego momentu planu, wszystko się zawaliło. Na
scenę wkroczyła ta drakaina, Draco. Ona wiedziała, że będzie
chciał zawieść je w bezpieczne miejsce, dlatego postanowiła
rozdzielić siostry.
Zaczarowała tę śmiertelniczkę, żeby zwiodła starszą z sióstr
w najbardziej odludne miejsce – do parku. Ta młodsza poszła wtedy
do domu i to na niej się skupił. Jaki był głupi! Dlaczego nie
przewidział, że to podstęp? A teraz było już za późno, by
cokolwiek zmienić.
Gdy tylko zrozumiał plany demonicy, pożegnał się z Arie i pognał
ile sił w nogach w miejsce, gdzie miała być Andy. I znalazł ją.
Żywą, co najważniejsze. Ale miała towarzystwo w postaci potwora,
dlatego schował się w krzakach i czekał. Czekał cierpliwie, aż
dziewczyna wstała i wyszła z parku. Potem miał nadzieję z nią
porozmawiać, ale nigdy nie była tak naprawdę sama; mówiła
jakiemuś kasjerowi, że jej mama czuje się już znacznie lepiej,
głaskała psa jakiejś starszej kobieciny, a potem spotkała
jakiegoś chłopaka.
Miał już ochotę się wycofać, kiedy weszła do jednego z
ciemniejszych zaułków, ponieważ wiedział, że to jedna z wielu
dróg do jej domu. Przeszedł ledwie dwie ulice dalej, gdy usłyszał
krzyk dziewczyny. Wtedy pędem wrócił i zauważył, że Andy boryka
się z drakainą w swojej prawdziwej postaci i dosłownie sekundy, a
zostanie zjedzona.
Nie myślał zbyt wiele, odruch
bitewny, który miał wrodzony po swoim boskim rodzicu, nie pozwalał
mu na myślenie w jakiejkolwiek postaci. Natychmiast sięgnął do
kieszeni i wyciągnął z niej monetę; ciężką i trochę większą
od tych, których używają śmiertelnicy, ale w porównaniu z
tamtymi, ta była zrobiona z niebiańskiego spiżu. Podrzucił ją w
górę, a złapał pełnowymiarowy złoty miecz, od którego biła
lekka złota poświata.
Z bojowym okrzykiem, który brzmiał jakoś „Aaaaa ja!”,
doskoczył do drakainy, która właśnie pochylała się z lubieżnym
uśmiechem nad nieprzytomną dziewczyną. Jak przez mgłę
zarejestrował fakt, że ściany budynków po każdej ze stron miały
w sobie spore dziury, których i Andy i Draco były sprawczyniami.
Zaskoczony potwór wycofał się o kilka kroków w tył, ale szybko
się pozbierał. Drakaina wyszarpnęła zza pasa swój długi sztylet
o ostrzu czarnym jak noc i również natarła na chłopaka.
Ich ostrza spotkały się głośnym brzdękiem, który nie był ani
trochę miły dla uszu Jasona, ale z radością wręcz, znów wpadł
w wir walki, która stała się jego najbliższą przyjaciółką.
Nie dał drakainie nawet na krok zbliżyć się do nieprzytomnej
dziewczyny, ale ta właśnie należała do tych ponadprzeciętnie
inteligentnych, toteż szybko zaznajomiła się z jego stylem walki.
Jednak, no cóż, nawet to nie stanowiło dla niego zbyt wielkiego
przeciwnika i nie minęła minuta, a potwór został przecięty
spiżowym mieczem na pół i rozsypał się drobinki czarnego
popiołu, a jego esencja znów trafiła do Tartaru.
Chłopak schował swój miecz, szczęśliwy, że śmiertelnicy nic
sobie nie zrobili z krzyku Andy i walki w zaułku, i podszedł do
niej. Z ulgą zauważył, że żyje, ale jest ranna. Nie miał przy
sobie ani ambrozji ani nektaru – wszystko zostawił Arie, więc
wziął ją na ręce i poszedł śpiesznym krokiem w stronę jej
domu.
__________
Jason to chyba będzie moja ulubiona postać. xD Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, choć nie mogę tego powiedzieć o trzecim (tak, mam go już napisany!).
Ostatnio zafarbowałam sobie włosy i mają teraz kolor śliwkowo - wiśniowy.
zajefajna muzyka... wspaniała <3 skąd masz? uh, uh, czy mi się zdaje, czy piszesz fantastykę? uwielbiam :3 miecze rządzą :3
OdpowiedzUsuńsuper to wymyśliłaś. :D
OdpowiedzUsuńzaqpraszam do czytania i komentowania mojego bloga ;)
http://pijana-szczesciem96.blogspot.com/