niedziela, 15 lipca 2012

II. Rycerz w lśniącym... podkoszulku.


Z przerażeniem wpatrywałam się w niesamowicie ostre zęby Draco i już wiedziałam dlaczego nigdy ich nie pokazywała. Mogłaby nimi wywołać niezwykłą panikę, taką jaką ja teraz czułam.
- Nie bój ssssię, Andy – powiedziała, a raczej wysyczała pod moim adresem. Tak, naprawdę wysyczała, niczym wąż. Wtedy też zaczęła się zmieniać: jej skóra wydawała się być bardziej śliska i prawie widziałam na jej twarzy kształt łusek o kilka tonów ciemniejszych niż jej skóra. Bladozłote oczy naprawdę zmieniły się w gadzie patrzałki, włosy stały się gęstsze i poczęły się poruszać niczym żywe istoty, a kiedy moim oczom ukazał się jej język – zatkało mnie i omal nie zemdlałam. Stał się cienki i wąski niczym wstążka z rozdwojoną końcówką.
Wrzasnęłam całą piersią, tak głośno, że Dracopodobne coś puściło mnie i zasłoniło uszy. Natychmiast skorzystałam z okazji i pobiegłam w stronę wyjścia z zaułku, ale dziewczyna natychmiast pojawiła się tuż przede mną. Dosłownie pojawiła się tuż przede mną i z okrutnym wyrazem twarzy cisnęła mną o ścianę.
Uderzenie najpierw usłyszałam, dopiero potem zdałam sobie sprawę z tego, że ten huk to były moje kości. Przed oczami pojawiły mi się gwiazdy, ale wolałam nie mdleć. Jeszcze nie.
Po upadku na ziemię, złapałam się za tył głowy i poczułam pod palcami ciepłą i lepką ciecz.
- Czym ty jesteś? - wysapałam, zdając sobie sprawę z tego, że nogi Draco to tak naprawdę dwa ogromne węże, których głowy były skierowane w moją stronę. Jednak szczerze mówiąc, mogła to też być moja wyobraźnia, która powoli zdawała się przejmować nade mną władzę.
- Jestem drakainą, nędzna herosko – wysyczała, chwaląc się swoim wężowym językiem. Poczułam obrzydzenie i strach, a adrenalina została wstrzyknięta w moje żyły. Wstałam powoli, ponieważ przed oczami nadal miałam mroczki. - Z postępem czasu idzie was coraz łatwiej podejść. I pomyśleć, że przynajmniej trzy czwarte was wszystkich nie wie kim jest! - Zaśmiała się w dziwny sposób, a przynajmniej mnie się wydawało, że to śmiech, ponieważ tego syczącego dźwięku nijak nie można było podporządkować jakiemuś prychnięciu czy wzdychnięciu.
- Drakainą? - powtórzyłam z piskiem. Nie miałam pojęcia co to jest ta cała drakaina, ale gdyby Arie ze mną była, to z pewnością by mi powiedziała. Ona zawsze wszystko wie. Jednak teraz nie miałam czasu użalać się nad własną głupotą i brakiem młodszej siostry pod ręką – musiałam coś zrobić. Cokolwiek. Ale... Co jeśli to wszystko to tylko ukryta kamera? Choć przecież w takiej ukrytej kamerze nie ryzykowaliby cudzym życiem?
ADHD jest czasem zbawienne, a tym razem muszę mu podziękować za uratowanie życia. Każdy przecież wie, że jednym z objawów jest wzmożony odruch orientacyjny, czyli (w moim języku) zdolność zauważania wielu rzeczy jednocześnie. Całkowite otwarcie się na nowy bodziec. I tak właśnie się teraz stało. Czas jakby spowolnił, a mnie udało się dostrzec, że dziewczyna (jeśli nadal mogę ją tak nazywać) kieruje się w moją stronę z wyszczerzonymi kłami.
Za sprawą jakiegoś odruchu bitewnego zrobiłam unik i usłyszałam jak coś twardego uderza w mur za mną. Odwróciłam się, robiąc kilka kroków w tył i z mocno bijącym sercem przyglądałam się jak Draco wychodzi z dziury, którą zrobiła w ścianie.
Syknęła, zaczęła kręcić głową jak to robią psy, a z jej włosów posypały się resztki gruzu. Wtedy stanęła prosto, spojrzała na mnie i fuknęła jak obrażony kociak. Co nie przypadło mi do gustu. Zważywszy, że ledwie trzymałam się na nogach, głowa mi krwawiła, a przed oczami widziałam kolorowe gwiazdy, jakich się nie widzi na niebie. Wydawało mi się nawet, że tańczą kankana, a wtedy w moich uszach rozbrzmiała ta dziwna melodia: Ta – ta – ta – ta – ta – ta...
Pokręciłam głową, ale natychmiast tego pożałowałam albowiem rozbolała mnie jeszcze bardziej. Jęknęłam.
- Co, herossssko, masz już dossssyć? - wycedziła przez zaciśnięte zęby drakaina i po szarżowała na mnie, co wydawało mi się dziwne, wiedząc, że jej nogi to tak naprawdę dwa grube pytony, które cały czas nieprzyjacielsko syczą.
Zrobiłam kolejny unik, tym razem przypłacając to swoją równowagą, w chwili, gdy wyciągnęła swoje szpony w moją stronę, ale na moje szczęście złapała tylko powietrze i pognała aż do równoległej ściany.
- Przesssstań bawić ssssię ze mną w kotka i myszkę! - krzyknęła sfrustrowana, ciągnąc się za swoje gęste włosy. Gdy usłyszałam coś w stylu pisku, zdałam sobie sprawę z tego, że jej włosy nie są naprawdę włosami. Nie chciałam jednak zastanawiać się nad tym czym tak naprawdę są.
Chciałam powiedzieć coś bardzo błyskotliwego typu „Taka moja natura. Drapieżna kotka ze mnie” albo „Po prostu ratuję swoje życie, ty stęchła krowo”, ale z moich ust wydobył się tylko jęk, a obraz się zamazał. Ostatnim co zobaczyłam to błysk złota w półmroku i swoją myśl wypisaną w powietrzu na niebiesko: Rycerz!

Ψ

Jak mógł tak dać się zwieść jakiejś głupiej drakainie? Nie są to nadzwyczaj inteligentne istoty, chociaż zdarzają się wyjątki, gdy jedna z nich ma ponadprzeciętną wiedzę i intelekt. Ale pomimo to nadal są bardzo głupimi stworzeniami, które nie potrafią same wymyślić sensownego planu, a co dopiero wywieść na manowce półboga, który dziewięć lat szkoli się do walki z każdą napotkaną istotą pochodzenia boskiego. A drakainy poniekąd są istotami (w pewnym sensie) boskimi, choć raczej mówi się na nie demony.
Więc jakim prawem dał się złapać w tę pułapkę? Czuł się zawstydzony, wiedział, że reszta jego przyjaciół z Obozu wyśmiałaby go za niedocenianie wroga.
Przez pierwsze kilka tygodni było łatwo. Kręcił się wokół celu, ale pozostawał niewidoczny, dopiero potem, gdy miał już przejść do kluczowego momentu planu, wszystko się zawaliło. Na scenę wkroczyła ta drakaina, Draco. Ona wiedziała, że będzie chciał zawieść je w bezpieczne miejsce, dlatego postanowiła rozdzielić siostry.
Zaczarowała tę śmiertelniczkę, żeby zwiodła starszą z sióstr w najbardziej odludne miejsce – do parku. Ta młodsza poszła wtedy do domu i to na niej się skupił. Jaki był głupi! Dlaczego nie przewidział, że to podstęp? A teraz było już za późno, by cokolwiek zmienić.
Gdy tylko zrozumiał plany demonicy, pożegnał się z Arie i pognał ile sił w nogach w miejsce, gdzie miała być Andy. I znalazł ją. Żywą, co najważniejsze. Ale miała towarzystwo w postaci potwora, dlatego schował się w krzakach i czekał. Czekał cierpliwie, aż dziewczyna wstała i wyszła z parku. Potem miał nadzieję z nią porozmawiać, ale nigdy nie była tak naprawdę sama; mówiła jakiemuś kasjerowi, że jej mama czuje się już znacznie lepiej, głaskała psa jakiejś starszej kobieciny, a potem spotkała jakiegoś chłopaka.
Miał już ochotę się wycofać, kiedy weszła do jednego z ciemniejszych zaułków, ponieważ wiedział, że to jedna z wielu dróg do jej domu. Przeszedł ledwie dwie ulice dalej, gdy usłyszał krzyk dziewczyny. Wtedy pędem wrócił i zauważył, że Andy boryka się z drakainą w swojej prawdziwej postaci i dosłownie sekundy, a zostanie zjedzona.
Nie myślał zbyt wiele, odruch bitewny, który miał wrodzony po swoim boskim rodzicu, nie pozwalał mu na myślenie w jakiejkolwiek postaci. Natychmiast sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej monetę; ciężką i trochę większą od tych, których używają śmiertelnicy, ale w porównaniu z tamtymi, ta była zrobiona z niebiańskiego spiżu. Podrzucił ją w górę, a złapał pełnowymiarowy złoty miecz, od którego biła lekka złota poświata.
Z bojowym okrzykiem, który brzmiał jakoś „Aaaaa ja!”, doskoczył do drakainy, która właśnie pochylała się z lubieżnym uśmiechem nad nieprzytomną dziewczyną. Jak przez mgłę zarejestrował fakt, że ściany budynków po każdej ze stron miały w sobie spore dziury, których i Andy i Draco były sprawczyniami. Zaskoczony potwór wycofał się o kilka kroków w tył, ale szybko się pozbierał. Drakaina wyszarpnęła zza pasa swój długi sztylet o ostrzu czarnym jak noc i również natarła na chłopaka.
Ich ostrza spotkały się głośnym brzdękiem, który nie był ani trochę miły dla uszu Jasona, ale z radością wręcz, znów wpadł w wir walki, która stała się jego najbliższą przyjaciółką. Nie dał drakainie nawet na krok zbliżyć się do nieprzytomnej dziewczyny, ale ta właśnie należała do tych ponadprzeciętnie inteligentnych, toteż szybko zaznajomiła się z jego stylem walki. Jednak, no cóż, nawet to nie stanowiło dla niego zbyt wielkiego przeciwnika i nie minęła minuta, a potwór został przecięty spiżowym mieczem na pół i rozsypał się drobinki czarnego popiołu, a jego esencja znów trafiła do Tartaru.
Chłopak schował swój miecz, szczęśliwy, że śmiertelnicy nic sobie nie zrobili z krzyku Andy i walki w zaułku, i podszedł do niej. Z ulgą zauważył, że żyje, ale jest ranna. Nie miał przy sobie ani ambrozji ani nektaru – wszystko zostawił Arie, więc wziął ją na ręce i poszedł śpiesznym krokiem w stronę jej domu.
__________
Jason to chyba będzie moja ulubiona postać. xD Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, choć nie mogę tego powiedzieć o trzecim (tak, mam go już napisany!).
Ostatnio zafarbowałam sobie włosy i mają teraz kolor śliwkowo - wiśniowy.

2 komentarze:

  1. zajefajna muzyka... wspaniała <3 skąd masz? uh, uh, czy mi się zdaje, czy piszesz fantastykę? uwielbiam :3 miecze rządzą :3

    OdpowiedzUsuń
  2. super to wymyśliłaś. :D
    zaqpraszam do czytania i komentowania mojego bloga ;)
    http://pijana-szczesciem96.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń